Jeńcy wojny polsko-bolszewickiej
„Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP”.
W latach 1919-1920 do niewoli rosyjskiej trafiło – według różnych źródeł – od 26 tys. do 35 tys. jeńców (żołnierzy wojska polskiego, ale też formacji sojuszniczych – armii Ukraińskiej Republiki Ludowej, oddziałów gen. Stanisława Bułak-Bałachowicza i innych oddziałów antybolszewickich). W niewoli sowieckiej znalazło się też 8-10 tys. żołnierzy 5. Dywizji Strzelców Polskich (tzw. Dywizji Syberyjskiej), którzy trafili do niej w rezultacie walk na Syberii w 1919 roku, bądź po kapitulacji tej formacji w styczniu 1920 roku pod Krasnojarskiem.
Stosunek do polskich jeńców nie był jednoznaczny. Bolszewicy, w ramach dogmatyki proletariacko-włościańskiej, dość łagodnie traktowali jeńców i rannych bliskich klasowo, czyli szeregowych żołnierzy, z reguły pochodzenia robotniczego i chłopskiego. W o wiele gorszej sytuacji byli oficerowie – jako przedstawiciele klas panujących najczęściej nie mogli liczyć na człowieczeństwo, nie mówiąc już o zasadach wynikających z konwencji genewskich. W tym kontekście pamiętać należy o stosunku dowódców niższego szczebla do agresywnej propagandy bolszewickiej, która siłą rozpędu, powielając hasła z walk z kontrrewolucją białych, nawoływała również do bezwzględnej rozprawy z „białopolakami”. Ów rewolucyjny wydźwięk miały rozkazy dowództwa Armii Czerwonej, w tym Lwa Trockiego, które przed decydującym etapem wojny z „pańską Polską” nakazało łagodne obchodzenie się z jeńcami i rannymi wroga – ale właśnie tylko w odniesieniu do szeregowych. Inna sprawa, że dowódcy bolszewiccy w większości raczej odnosili się po ludzku do polskich jeńców-oficerów. Jednak wobec demoralizacji z szeregach Armii Czerwonej nierzadkie były zbrodnie na polskich wojskowych, również szeregowcach, i ludności cywilnej. Na tym polu ponurą sławą odznaczyli się zwłaszcza „mołojcy” z „Konarmii” Siemiona Budionnego i korpusu kawalerii Gaja Dimitriewicza Gaja.
Kilka przykładów ich „wyczynów” z lata 1920.
Podczas ofensywy na Ukrainie podkomendni Budionnego spalili szpital z 600 rannymi żołnierzami oraz personelem medycznym w Berdyczowie. 29 maja pod Medówką i Nowo-Żywotowem w ich ręce wpadło kilka kompanii 50. Pułku Strzelców Kresowych. Polacy po wyczerpaniu amunicji bronili się bagnetami i kolbami karabinów. Kozacy nikogo nie oszczędzili. Rzeź opisał potem w swoich „Dziennikach” pisarz, a podówczas komisarz dywizyjny Izaak Babel.
Kilka dni później ten sam los spotkał żołnierzy innej kompanii tego pułku we wsi Bystrzyk. Poddających się 30 żołnierzy zarąbano szablami. W lipcu 1920 roku kozacy Budionnego wymordowali oficerów z załogi pociągu pancernego „Dowbor-Muśnicki”, która po wyczerpaniu amunicji poddała się w okolicach Fastowa. Śmierci uniknęli ci, którzy nie przyznali się, że są oficerami. 17 sierpnia 1920 r. wycięty w pień został broniący się w Zadwórzu koło Lwowa batalion kpt. Bolesława Zajączkowskiego.
Przerażające zbrodnie znaczyły szlak korpusu kawalerii Gaj-chana na północnym Mazowszu. 4 sierpnia w Ostrołęce wymordowali kawalerzystów płk. Bolesława Roi. 18-19 sierpnia w zdobytym Płocku ich ofiarą padli ranni w miejscowym szpitalu i nieokreślona liczba ochotników, którzy uczestniczyli w obronie miasta. W Szydłowie koło Mławy zmasakrowali szablami i saperkami siedmiu oficerów i 92 szeregowych z czterech kompanii 49. Pułku Piechoty. 201 uczestników tej zbrodni, ujętych potem przez wojsko polskie, rozstrzelano. Życie ocalił jeden z ich towarzyszy, który podczas masakry umożliwił ucieczkę polskiemu oficerowi. Do masakr doszło też w okolicach wsi Leman nad granicą z Prusami Wschodnimi, gdzie Rosjanie zarąbali szablami 55 żołnierzy, i pod Chorzelami, gdzie po zakończonym boju zginęło 74 jeńców.
Szacuje się, że w sumie z oddziały 3. Korpusu Gaja wymordowały około 1000 jeńców, a listę ich zbrodni powiększają liczne gwałty i morderstwa na ludności cywilnej.
Ogólnie rzecz biorąc polskich jeńców przetrzymywano w złych warunkach. Reżim i warunki w obozach jenieckich nie różniły się od tych, które panowały w obozach pracy przymusowej NKWD – począwszy od warunków bytowych, przez ograniczone zaopatrzenie odzież i obuwie, a skończywszy na topornej indoktrynacji. Wynikało to z pragmatyki systemu, ale też złej sytuacji ekonomicznej Rosji Sowieckiej. Szansą na większy przydział i racje żywnościowe było zatrudnienie w obozach i poza nimi. Tak więc jeńcy pracowali w fabrykach, kopalniach, rolnictwie, przy wyrębie drewna. Z udokumentowanych danych wynika, że w latach 1920-1921 w sowieckiej niewoli zmarło 1022 osób, a za ucieczkę z obozu i z innych powodów rozstrzelano ok. 100 osób. Z kolei według szacunków Delegacji Polskiej w Mieszanej Komisji ds. Repatriacji w sowieckich obozach zmarło z chorób około 35% polskich jeńców. Z kolei z szacunków współczesnych wynika, że śmiertelność polskich jeńców w sowieckich obozach i podczas repatriacji była o kilkanaście procent wyższa, bo ok. 20 tys. osób na 51 tys. polskich jeńców w sowieckiej niewoli.
Dodajmy, że sowieci w latach 1918-1921 uparcie próbowali wcielać polskich jeńców do Armii Czerwonej. Skusiło się niewielu. Według danych Biura Politycznego KC KPRP od połowy września do 1 lutego1921 roku do polskich czerwonych oddziałów wstąpiło 186 jeńców. Nadto, w roku 1920 sowieckie dowództwo chciało na bazie polskich jeńców i cywilów sformować „Polską Armię Czerwoną”, ale skończyło się na planach, bo choć formacja została utworzona 14 sierpnia rozkazem dowódcy Armii Czerwonej Siergieja Kamieniewa, akcja werbunkowa zakończyła się fiaskiem.
Trafiający do polskiej niewoli do początku wojny jeńcy sowieccy przebywali w przejętych po zaborcach obozach w Strzałkowie, Dąbiu, Pikulicach i Wadowicach. W 1919 roku przebywało w nich ok. 7 tys. jeńców. Jednak dopiero rok później, po bitwach warszawskiej i niemeńskiej, do polskiej niewoli trafiły dziesiątki tysięcy jeńców sowieckich. Szacuje się, że jesienią 1920 roku we wspomnianych obozach oraz obozach nr 7 w Tucholi i Twierdzy Brzeskiej znajdowało się 80-85 tys. jeńców. Dużą część z nich zwerbowano do oddziałów białogwardyjskich gen. Borysa Peremykina, białoruskich Bułak-Bałachowicza i armii ukraińskiej Symona Petlury.
Przepełnienie obozów, katastrofalne warunki sanitarne, epidemie tyfusu, czerwonki, cholery i grypy hiszpanki, doprowadziły do dużej śmiertelności – na poziomie 17-20% – szczególnie na przełomie 1920/1921 roku. Szacuje się, że w polskiej niewoli zmarło 16-17 tys. jeńców sowieckich – 8 tys. w Strzałkowie, 2 tys. w Tucholi i 6-8 tys. w innych obozach. Dodajmy, że niektórzy współcześni rosyjscy historycy obecnie podwyższają tę liczbę do 18-20 tys. ofiar. Z najświeższych danych źródłowych wynika, że polskie władze, mimo ograniczonych możliwości, skutecznie walczyły z ogniskami epidemii w obozach jenieckich. Przykładem działalność epidemiologa prof. Feliksa Przesmyckiego, który w sześć tygodni poradził sobie z epidemią cholery szalejącej w obozie w Strzałkowie.
Dodajmy, że na finiszu Gorbaczowowskiej pierestrojki i w przeddzień rozpadu ZSRR, na przełomie lat 80. i 90., kwestię tę instrumentalnie podjęły władze radzieckie, a następnie rosyjskie, jako oręż mający zrównoważyć polskie wysiłki w odkłamaniu historii zbrodni katyńskiej i odpowiedzialność za nią reżimu stalinowskiego (tudzież jako odpowiedź na domniemane przyszłe, a dotąd niedoszłe, polskie roszczenia w tej sprawie).
Intersujące, ale Polska ma w tej sprawie uzasadnione mocne argumenty, które dotyczą nie tylko wymiany jeńców wojennych, ale także polskich repatriantów z pierwszej wojny światowej. Przytoczmy obszerną relacje prof. Romana Dyboskiego – jeńca 5. Dywizji Strzelców Polskich (tzw. Dywizji Syberyjskiej), a na przełomie 1921 i 1922 roku pracownika działających w Moskwie Delegacji Polskiej w Mieszanej Komisji ds. Repatriacji oraz Delegacji Repatriacyjnej i Reewakuacyjnej.
„Na podstawie doświadczeń w tej pracy zebranych, przede wszystkim stwierdzić muszę, że lwia część tych narzekań zrozpaczonych i rozgoryczonych repatriantów, które rozlegały się w kraju po wiecach, prasie i Izbie sejmowej, powinna była być adresowana do władz sowieckich. Ich niesłychana niezdarność i niewątpliwa zła wola piętrzyła przed polskimi organizacjami repatriacyjnymi na każdym kroku przeszkody, o których tylko ten może mieć należyte pojęcie, kto sam przez jakiś czas był wprzęgnięty do iście syzyfowej pracy Delegacji. W tworzeniu tych gór lodowych, które bezustannie zagradzały drogę naszemu okrętowi repatriacyjnemu na mętnych wodach oceanu rosyjskiego, walny udział brali najwięksi nasi wrogowie: komuniści polscy w Rosji. Ci ludzie grali – i gdy to piszę, grają jeszcze – o ostatnią w życiu stawkę: o ile by im się nie udało przez paraliżowanie akcji repatriacyjnej zamącić stosunki między Polską a Rosją, a zarazem rozgoryczyć masy wygnańcze przeciwko Polsce jako winowajczyni ich cierpień, nie byłoby już dla nich kariery w Rosji, tak jak nie ma gruntu pod nogami w Polsce. Oni też głównie, zasiadając na odpowiedzialnych stanowiskach w gubernialnych urzędach ewakuacyjnych („Gub-Ewakach”) po Rosji i Syberii, pracowali nad tym, by systematycznie utrudniać powrót do kraju jednostkom wartościowym, i równie systematycznie zapychali eszelony żywiołem schorzałym, nie tylko fizycznie, ale i moralnie, zarażonym jadem nienawiści do Polski, i zdemoralizowanym przez typowo sowieckie, zupełne rozerwanie związku myślowego między pracą zarobkową a opieką społeczną. Oni nam słali zamiast wyczekiwanych tęsknie Polaków chmary zbolszewiczałego chłopstwa ruskiego z Grodzieńszczyzny, roje Żydów i zastępy zamaskowanych agitatorów sowieckich. Ich dziełem były takie typowe epizody jak ten, co się rozegrał pod oknami wagonu pań polskich z Irkucka, które uzyskały w Delegacji znaczną zapomogę w żywności i odzieży i rozdały ją jak najbezstronniej między najbardziej potrzebujących ludzi w swym eszelonie, zarówno Białorusinów jak Polaków; zaś Białorusini, zebrawszy wiec koło pociągu, perorowali w mowach, że są chwała Bogu tymczasem jeszcze w kraju wolnym, gdzie do nich samych należy kontrola nad rozdawnictwem należnych im zapomóg rządowych, i że nie dadzą się krzywdzić przez burżuazję polską.
Zaiste, zdumiewający przykład tej hipnozy mas przez frazesy, która jest najbardziej zdumiewającym a zarazem najstalszym objawem w tym obecnie najmniej wolnym ze wszystkich krajów na świecie. Nie darmo urzędowe skrócenie nazwy Republiki: R.S.F.S.R. („Rossijskaja Socjalisticzeskaja Fiedieratiwnaja Sowietskaja Republika”) żartobliwie przetłumaczono słowami: „Riedkij słuczaj fienomienalnawo sumasszestwja rasy” („rzadki wypadek fenomenalnego obłędu całego plemienia”). Wskutek rozstroju ruchu kolejowego w Rosji i straszliwego, w znacznej mierze rozmyślnego marudztwa władz ewakuacyjnych, najsilniejsza fala eszelonów poczęła płynąć ku Moskwie w czasie naj gorszym i najtrudniejszym, już nie latem, lecz późną jesienią i zimą. Gdym opuszczał Moskwę w styczniu r. 1921, było ich, jakie 150 w drodze ze wszystkich stron Rosji i Syberii. Eszelony, opalane tylko przez zorganizowaną kradzież drzewa, popychane naprzód tylko przez składanie wdowiego grosza na milionowe łapówki dla kolejarzy, niekarmione w drodze przez władzę sowiecką prawie zupełnie (wbrew zobowiązaniu traktatowemu), zatrzymywane tygodniami po stacjach, wlokły się po miesiącu, dwa miesiące i więcej z głębi Rosji i Syberii do Moskwy, i dociągały tam literalnie ostatnim tchem, wyniszczone ze wszystkich zapasów doszczętnie, zawalone chorymi, z trupami na wszystkich hamulcach. Ludzie, często przeszedłszy w drodze sakramentalny tyfus, marli po wyzdrowieniu z wycieńczenia – jak Kwaśnica, żołnierz 5. dywizji z Syberii, na piątym krasnojarskim eszelonie jeńców, zmarły już w samej Moskwie. Były przykłady, jak eszelon turkestański, co jechał dwa miesiące z Taszkentu do Moskwy, potem stał miesiąc w Moskwie, a potem jeszcze jechał miesiąc od Moskwy do granicy, razem cztery miesiące. Jak piąty eszelon jeniecki i pociąg sanitarny krasnojarski, które oba stały po trzy tygodnie gotowe do wyjazdu na stacji Krasnojarsk, a potem jeszcze po dwa w Omsku. Jak znany już w całej Polsce czwarty jeniecki z Krasnojarska, co stał w Orszy dni szesnaście, zjadał psy i wysprzedał się z płaszczów prócz dwóch na wagon. Do tych haniebnych dla sowieckiej Rosji przykładów przybywa w chwili, gdy to piszę, jeszcze straszny eszelon kazański, który według wiadomości w gazetach z dnia 22 marca 1921 roku, na przebycie 1633 kilometrów potrzebował całych trzech miesięcy, i w którym z 1948 osób zmarło w drodze 1299, czyli dwie trzecie ogólnej liczby jadących! A od kolegi z 5. dywizji, co wracał piątym eszelonem krasnojarskim, otrzymałem z obozu izolacyjnego w Dęblinie list, z którego dosłownie przytaczam następujący wymowny ustęp: „Z wielką biedą dociągnęliśmy do granicy, naprawdę był to cud, już bez chleba i tłuszczów. Znaleźliśmy jeszcze jedyny bób, który można było w Orszy kupić, i tak ten jedząc i pracując po drodze przy oczyszczaniu stacyj od śniegu, dociągnęliśmy ledwo, ledwo. Byłem tak zmęczonym i wyczerpanym ze sił, że nic mi się nie chciało po przyjeździe do Dęblina. Prawdę mówiąc, nie mogłem chodzić, a o myśleniu mowy być nie mogło – byłem takim, jak się ma przed sobą nowonarodzone dziecko. Obecnie w Rosji jeszcze gorzej: przyjechał tutaj T.: jechał z kolejarzami, mówił, że o szóstym transporcie nie ma mowy, jemu się udało na fałszywe dokumenty wyjechać. Jeden pud mąki czarnej w Krasnojarsku kosztuje trzy miliony rubli: to było w grudniu; ile obecnie kosztować musi, a ile w Moskwie! Po drodze spotykaliśmy od Smoleńska całe po ciągi umarłych – straszne rzeczy! Trupów nikt nie chował, wyrzucano je wprost z wago nów, a po nich chodzili ludzie, psy i świnie”.
Pertraktacje w sprawie jeńców wojennych rozpoczęły się wraz z ustaniem walk. 6 września 1920 roku Rzeczpospolita i Rosja sowiecka zawarły w Berlinie porozumienie o wymianie jeńców. Jej warunki zostały sprecyzowane w traktacie ryskim: układ o repatriacji, którego wykonanie nadzorowały Komisje ds. Wymiany Jeńców, Uchodźców, Zakładników i Wygnańców, przewidywał stopniowe zwalnianie osób objętych wymianą. Jej harmonogram był dostosowany do możliwości logistycznych i ogromnej masy osób podlegających zwolnieniu i repatriacji. Szacuje się, że do Polski powróciło około 35 tys. jeńców wojennych. Dodajmy, że nie bez trudności, bo wiosną 1921 roku strona sowiecka zaczęła sabotować porozumienie o wymianie jeńców. W jego ramach do Rosji Radzieckiej wysłano 24 tys. jeńców sowieckich.
Do większych wymian jeńców doszło po zawarciu pokoju ryskiego w marcu 1921 roku. W ich trakcie, do jesieni 1921 roku, do Polski powróciło 26 tys. osób, a do Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej przekazano ponad 65 tys. jeńców. Wymiany jeńców w punkcie granicznym w Stołpcach i stacji Kojdanów na linii kolejowej Mińsk-Baranowicze, a także na stacji Zdołbunów na linii kolejowej Równe-Szepietówka.
Wiele wskazuje, że klęska 1920 roku stała się dla Stalina – przecież ewidentnego jej winowajcy – obsesją. Dowodem rozprawa – w ramach Wielkiej Czystki – z korpusem dowódczym i oficerskim Armii Czerwonej w 1937 roku. Zapewne też, nie przypadkiem, jej ofiarą padło też wielu jeńców sowieckich z 1920 roku. Przekonująca jest też teza, że jej efektem była wprost patologiczna nienawiść/obsesja Stalina wobec Polaków i polskości, którą zaspokoił w krwawej rozprawy z radzieckimi Polakami, w ramach operacji polskiej NKWD w latach 1937-1938, a także zbrodni katyńskiej 1940 roku. Odpowiedź skrywają wciąż w dużej części niedostępne dokumenty z archiwów centralnych organów władz sowieckich i służb bezpieczeństwa.